U
Kasi i Marcina byłam gościem lub jak kto woli - gościówą. Gościówą z
aparatem, bo jak tu iść na ślub bez. Pewnie można, ale wiedziałam, że
będę żałować. Nie chcąc się za bardzo obwieszać ciężarami, zabrałam
tylko mój ulubiony obiektyw 50mm/f1.4. Jest cudowny, jasny,
światełko plastycznie przelewa się przez niego na zdjęcia, no i jest
LEKKI. Reportaż ślubny to nie jest, bardziej jakieś pojedyncze klatki
trzaskane to tu, to tam, ale co ciekawe - nawet w ciemnej sali z tym
obiektywem lampa byłaby tylko zbędnym akcesorium, zupełnie
nieprzydatnym.
Do (ślubnego) zobaczenia w sezonie 2013.