Znacie Terry'ego Richardsona? Nikt tak naprawdę nie wie czy jest dobrym fotografem, czy tylko pozerem, który ma dużo sławnych znajomych. Przekrój jego modeli można zacząć w dużym skrócie od słabej Miley Cyrus, przez lepszego Jareda Leto na Baracku Obamie kończąc.
Co by nie myśleć o jego zdjęciach, ma dosyć charakterystyczny i nieskomplikowany styl. Terry znany jest ze swojego upodobania do kompaktowych aparatów, białej ściany i lampy błyskowej. Niektórzy powiedzą, że wszystkie jego zdjęcia są takie same. Bo są. Inni powiedzą, że ma talent do prowokowania swoich modeli i pokazywania na tym samym białym do znudzenia tle ich emocji w dość bezpośredni sposób. Fakt. Do tego trzeba mieć talent. Nie podzielam jego upodobania do fotografowania owłosionych pach, zbliżeń pępków i wyglądających na mocno nieletnie modelek z diastemą. Natomiast jeśli ktoś z Was chciałby spróbować sesji w tym klimacie - nie wymaga ona żadnych specjalnych studyjnych zabawek.
Przydadzą się:
- aparat
- lampa systemowa
- biała ściana
- powiedzmy, że wino, ale nie upieram się
- ładne koleżanki, najlepiej siostry bliźniaczki niepodobne do siebie, a jednak.
I w efekcie powyższego otrzymujemy co następuje: