Kiepska byłam z matmy zawsze, ale powiedzmy, że dodawanie na palcach jeszcze jakoś w miarę ogarniam, a z Aną i Matim działamy na zasadzie dodawania kolejnych składników do równania. Najpierw dwa lata temu zrobiliśmy razem trochę
zdjęć Ani w ciąży. Jakieś dwa tygodnie później urodził się
Jay. Nie, nie robiłam reportażu z porodówki, ale jak Jay wyczaił co i jak na tym świecie, spotkaliśmy się
w trójkę.
Teraz, równo dwa lata po pierwszej sesji, znów widzimy się w powiększonym składzie czyli Ana + Mati + Jay (jaki on duży!) + 1 czyli Joszko inside.